całkiem niezły, od strony warsztatowej jak zwykle w kinie amerykańskim bez zastrzeżeń. największym minusem jest rozwiązanie fabularne zastosowane w końcówce. pierwsza połowa filmu zdecydowanie lepsza od drugiej.
Typowa nuda lat sześćdziesiątych, nic się nie dzieje, i zakończenie w tempie ekspresowym. Realizacja na wysokim poziomie ale fabularnie słabo, no i Marlon taki sam jak zwykle. A ludziska wypominają Willisowi że we wszystkich filmach jest taki sam.
słowa mojego taty "Marlon to jest gość, nic nie mówi i gra"- zgadzam się z nimi.
Co do filmu, muszę go obronić z kilku względów : wcale nie jest nudny, postacie są bardzo ciekawe a każdej scenie towarzyszy niewytłumaczalne napięcie. Choć nikt tu nie jest adonisem (nie jestem fanką urody Brando), wszyscy są piękni na swój sposób i nie można oderwać wzroku choćby od białych zębów złego Chuyo. Fabularna nuda o której wspominasz tyczy się zapewne mało wyszukanych rozwiązań, a to dlatego że w tym filmie postawiono na realizm. Bohater nie jest supermanem obracającym dwiema spluwami i robiącym fikołki, a zwykłym , silnym facetem który ma trudną przeszłość i wracając z wojny upił się z przyjacielem. Wróg ma przewagę, bo jest sprytny, Marlon ciągle przewraca się jak to człowiek.
Jedynym minusem tego filmu jest dla mnie siłowanie się na ręce i te skorpiony xd śmieszne to było raczej.